Autor tekstu: Magdalena Jarzębowska
Rozpoczynając kolejną przygodę z odchudzaniem, zwykle masz nadzieję, że tym razem się uda, ominiesz rafy, które doprowadziły do katastrofy poprzednim razem, będziesz mieć więcej siły i odporności na pokusy. Kiedy planujesz i podejmujesz wyzwanie, zazwyczaj oceniasz szanse powodzenia bardzo wysoko. Nawet jeśli masz już na swoim koncie nieudane próby - wierzysz, że tym razem będzie inaczej. Świat na około zdaje się mówić - dasz radę. Początek drogi do wymarzonego celu daje nadzieje, na prostą i uwieńczoną sukcesem wędrówkę. Dobre buty, mapa i na nosie różowe okulary - to cały Twój ekwipunek. Ale czy wystarczający, by pokonać dystans, który dzieli Cię od celu. Teraz o tym nie myślisz, ponieważ czas, w którym się znajdujesz to nierealny optymizm, w nim nie ma miejsca na złe proroctwa. Tak można nazwać pierwszy etap zaplanowanej przez Ciebie zmiany. Ta euforia, bądźmy szczerzy - bez pokrycia, potrzebna jest Ci do ruszenia z miejsca, stanowi niezbędny ładunek energii, który pozwoli podjąć kolejną próbę. Chociaż, jak mówią badania, raczej skazaną na niepowodzenie, ponieważ ok. 90 % osób odchudzających się nie osiąga zamierzonego efektu, w dłuższej perspektywie. Poddaje się jeszcze podczas walki o utratę kilogramów, bądź składa broń tuż po wygranej pierwszej bitwie, odzyskując stopniowo z trudem zrzuconą wagę. Dlaczego z Tobą ma być inaczej ? Czy różnisz się czymś od statystycznej większości?
Raczej jak owa większość, kiedy przez przypadek okulary się stłuką, poczujesz dyskomfort zmiany i zapragniesz powrotu starego i znanego stylu życia. Bo tak właśnie wygląda ten, psychologiczny przecież proces. Nawet jeśli nazywasz go tylko odchudzaniem, wciąż jest procesem prowadzącym do reorganizacji znanego Ci otoczenia. I właśnie ta reorganizacja powodować będzie odczuwany coraz bardziej, z upływem czasu - dyskomfort. Będzie on na tyle nieprzyjemny, że zaczniesz podejmować próby targowania się z samym sobą i danym sobie słowem.
To, co jeszcze przed chwilą wydawało się takie proste - zacznie się komplikować. Siły zaczną maleć a frustracja rosnąć. Szczególnie wówczas, kiedy złamiesz kolejną daną sobie obietnicę, tę w stylu - nigdy więcej białego pieczywa. I pod byle pretekstem sięgniesz po zakazany owoc.
Jeśli zrobisz to raz, może jeszcze nic się nie wydarzy. Ale kiedy kolejny raz powędrujesz do sklepu po pachnące bułeczki, w głowie zaczai się myśl - a może to wszystko nie ma sensu. I spadnie na ciebie z całą swoją mocą przygnębienie, które pchnie Cię w czarny dół zwątpienia.
Czy to koniec marzenia o smukłej figurze ? To zależy tylko od Ciebie. Nie musi tak być, jeśli zaakceptujesz, że być tak może. Kryzys, o którym właśnie mowa jest nieodłączną częścią zmiany - tak jak nierealny optymizm. Też kiedyś minie, wówczas będziesz mieć szansę popatrzeć na świat z optymizmem, tym razem już realnym. Pod warunkiem, że kryzys Cię nie złamie na tyle, że porzucisz drogę zmiany. Jeśli mimo bólu pójdziesz dalej ( nie zawrócisz) czeka cię nagroda. Będzie nią wiedza o samym sobie ( bo przecież wiemy o sobie tyle ile doświadczyliśmy), bez doświadczenia nie ma potrzebnej, do walki o realizcję celów - wiedzy. Nie bój się, ze zobaczysz słabość - masz do niej prawo. Jeśli ją zaakceptujesz łatwiej będzie ją pokonać. Odwracając się od niej, nakarmisz wstyd i pretensje, które w żadnej mierze nie pomogą Ci odzyskać wiarę we własne siły. Akceptując ją, zyskasz szansę na poprawienie błędów i rozpisanie nowej strategii dotarcia do celu. Tym razem opartej na realnych założeniach, dostosowanych do Twoich potrzeb.
Czy to zbliży Cię do celu ? Zbliży, choć droga będzie jeszcze długa i nie jednym potknieciem usłana. Ale Ty już będziesz wiedzieć, że zmiana naznaczona jest upadkami. Upadać i podnosić się - to znaczy zmieniać się. Za każdym razem kiedy wstaniesz, stworzysz nową jakość, wypracujesz nowy sposób działania. Cierpliwość i znajomość siebie doprowadzą Cię w końcu tam gdzie zmierzasz pod warunkiem, że faktycznie wiesz dokąd idziesz.
Ale to już inny temat.